Ja dzisiaj miałem okropny sen. Śniło mi się że cały świat płonął i było ciemno. Niebo zasnute było żółtym, ciemnym dymem i tylko przez małe szparki z nieba dochodziły malutkie smużki światła. Wszędzie było czuć smród siarkowodoru. Ludzie w podartych, brudnych i śmierdzących ubraniach wychodzili z miast i szli gdzieś drogami wśród wraków samochodów, przed siebie, prowadzeni jakąś szatańską mocą w nieznanym kierunku. Wszyscy szli w smrodzie i ciszy. Tylko czasami było słychać krzyk kulejącego chłopczyka z obciętym uchem i wykręconą do tyłu ręką. Szli i szli mijając spalone drzewa na których wisiały czarne jak smoła jabłka z których wydobywał się ogień i ciężki dym. A oni szli i szli. I nagle obudził mnie listonosz i przyniósł list, to był rachunek za gaz. Dobrze że mnie obudził bo pewnie śnił mi się koniec świata.
Dało mi to do myślenia i dla tego piszę. Świat żyje w grzechu i to było proroctwo, to kara za grzechy.
Postanowiłem zostać katechetą. Czuje powołanie i taki głos z samego serca.
Ale czy z tego da się wyżyć? Mniejsza o to, mnie się uda bo ja mam technikum gastronomiczne i maturę.
Ojcze Apostole, czy się nadam ???
